Podróż do Betlejem i dalsze poznawanie Izraela

W czwartek zaplanowaliśmy z kierowniczką darmową wycieczkę po starej Jaffie. Rodzicom oszczędziliśmy tej przyjemności. Zapowiadały się dwie godziny marszu z przewodniczką, mówiącą po angielsku. I nie była to najlepsza z wycieczek z przewodnikiem, na której byliśmy. Na listę spacerowiczów, co prawda wpisała nas Polka, mieszkająca od roku w Tel avivie wraz ze swoim chłopakiem. To jednak była jedna z niewielu miłych chwil tej wycieczki. Przewodniczka, ze wszech miar usiłowała być najlepsza, najzabawniejsza. I sama uznała, że opowiadaniem mitów związanych z Tel Avivem i Jaffą zjedna sobie słuchaczy. W naszym przypadku było dokładnie odwrotnie. Zaś gdy na końcu poprosiła zebranych o datki, w wysokości 15 szekli, przeszła samą siebie. Tylko plażowanie  mogło pomóc tego dnia.

Piątek to dzień urodzin Tatuńka. Piątek, był też dniem drugiej wycieczki z Filipem. Umówiliśmy się, że podjedzie po nas, jak twierdził, swoim sporym, rodzinnym autkiem i zabierze nas na całodzienną wycieczkę. Owym sporym, rodzinnym samochodem był, nieco nadgryziony zębem czasu, mitsubishi. Jeżdżący, z klimatyzacją i to najważniejsze. Filip co prawda przy wszelkich wzniesieniach, regulował – czytaj zmniejszał klimatyzację, gdyż silnik samochodu przegrywał w tej nierównej walce, to jednak podróż była znakomita, w miłym towarzystwie, obfitująca w tematy i dyskusję.

Bazylika Narodzenia Pańskiego
Pola pasterskie dziś
Symboliczne miejsce narodzin Jezusa Chrystusa

Dzień rozpoczęliśmy od Betlejem. Ważny ośrodek palestyńskiej władzy administracyjnej i centrum palestyńskiej kultury. A dla nas miasto narodzin Jezusa Chrystusa. Filip obawiał się wjeżdżać do miasta swoim samochodem. Zakombinował więc w ten sposób, że w innym miasteczku Bajt Sahur skorzystamy z uprzejmości jego palestyńskiego przyjaciela i jego samochodem udamy się do słynnej bazyliki. To jedno z najmniej gościnnych dla Żydów miejsc. Na początek odwiedziliśmy Pole Pasterskie, gdzie według tradycji znajduje się grota, w której Anioł oznajmił pasterzom narodziny Jezusa. Obecnie na tym miejscu znajduje się kościół Ortodoksów oddany do użytku w roku 1950, który Barluzzi zbudował dla Franciszkanów.  Z pola ciągnął się widok na współczesną Autonomię Palestyńską. Tu dowiedzieliśmy się w pigułce o trudnej historii izraelsko – palestyńskiej, o próbie zawierania porozumień. O strefach A, B i C, jakie miały być systematycznie przyłączane do autonomicznego państwa palestyńskiego. I wreszcie o fiasku tychże rozwiązań. Zamiast porozumień i pokoju, prawicowy izraelski rząd buduje nowe żydowskie osiedla na terytoriach autonomicznych. Wznosi też wysokie, obskurne mury, które okazują się jedynym skutecznym antidotum na zamachy terrorystyczne.

Pielgrzymi gotowi do chrztu

Moczymy nogi w Joranie

Jerycho – najstarsze miasto świata

Jerycho – antyczne źródło wody

Skomplikowane relacje młodego państwa żydowskiego ze swoimi islamskimi sąsiadami były często tematem naszych wieczornych dyskusji. Ekspansja i dynamika  państwa Izrael była i jest niezwykła i godna podziwu. W swoim mniemaniu bowiem, wrócili oni do ziemi Dawida, do świętej ziemi przodków, do Judei. A fakt, że przez długie wieki obszary te były pod wpływem osmańskim, niewątpliwe więc islamskim, ma w tym konflikcie nie mniej ważne znaczenie.  Nie dziwi więc, że takie państwa jak: Jordania, Egipt, Syria, Irak i naturalnie Palestyna nie tworzą najbezpieczniejszych  granic z Izraelem. Nie dziwi również fakt, że Izrael musi być gotowy na każdy otwarty konflikt militarny z sąsiadem, na szereg zamachów i prowokacji z ich strony. Większość istniejących dziś granic, Izraelczycy wyznaczyli sobie sami, w błyskawicznych i skutecznych działaniach wojennych.  W tym państwie każdy dorosły obywatel musi umieć strzelać. Armia składa się z mężczyzn i kobiet. Mężczyźni tworzą niewidzialną armię żołnierzy, szkolących się każdego roku na poligonach i najlepszym sprzęcie. Dziś Izrael jest nowoczesnym, bogatym państwem. A jego polityka opiera się na konieczności akceptowania przez świat zachodni faktów dokonanych i realizowanych nieustannie.

Z drugiej zaś strony nie da się ukryć, że sami Palestyńczycy, prócz wielkich słów o swojej niepodległości, nie potrafią stworzyć filarów ekonomicznych i administracyjnych swojego państwa. Większość z nich zainteresowanych jest przede wszystkim dobrze płatną pracą w Izraelu. Każdego dnia przekraczają punkty kontrolne, narażając się na dobry lub zły humor żołnierzy na tzw. „check pointach”. Wpuszczą do pracy lub nie wpuszczą, oto jest pytanie.

Odwiedziliśmy więc w bazylice miejsce narodzin Jezusa Chrystusa. Ciekawie popatrzyliśmy na ulice Betlejem. Od dziś zupełnie inaczej będziemy w Wigilię intonować kolendę „Dzisiaj w Betlejem…”…

I tak pożegnaliśmy się autonomią palestyńską, by wyruszyć do Jordanu, miejsca chrztu Jezusa Chrystusa, i tam zamoczyć przynajmniej nogi. Zobaczyć  miasto, nie dość że najstarsze na świecie, to jeszcze najniżej położone około 270 metrów poniżej p.m. Tu zaczynał się nieznośny upał, który towarzyszył nam niemal do końca tej podróży. Do tego stopnia, że trzydziestostopniowe ciepełko w Tel Avivie, po powrocie, wydało nam się niezwykle rześkie. Kulminacją miała być kąpiel w Morzu Martwym W ciągu wieków przylegały do niego różne nazwy: Morze Cuchnące, Morze Diabelskie czy też Jezioro Asfaltowe. Wszystkie adekwatne do tego, co zastaliśmy. Wycieczka, prócz piszącego te słowa, wpierw poinstruowana przez Filipa, jak poruszać się w Morzu, ochoczo wskoczyła w stroje kąpielowe i już wkraczała do Morza…

Morze Martwe

Najbardziej wytrwałym „morsem solnym” okazała się kierowniczka wycieczki. Nie dość, że pomoczyła się morskiej martwocie, na pleckach, to jeszcze wymazała się zdrowym błotkiem z plaży. Jubilaci wyszli z wody niczym poparzeni. Raz, że doskwierał im dotkliwy upał, a dwa, że ruchy w tej – jak zgodnie stwierdzili „olejowej mazi”- był ponad ich siły. Nie potrafili położyć się i powstać. Po niecałym kwadransie, ze wzgórza wspólnie obserwowaliśmy kąpiele błotne naszej kierowniczki.

Powrót do Jerozolimy musiał zakończyć się przed zmrokiem. Zbliżał się szabat. Filip zadbał o to, by kierownicę jego rodzinnego samochodu przejął tata – Andrzej. Po piątkowym zmroku wszak rozpoczynał się szabat. Praktykujący Żyd nie powinien więc w jakikolwiek sposób używać np., samochodu. Filip, przy pierwszym spotkaniu zakomunikował nam to dość stanowczo. Nim jednak dojechaliśmy do Jerozolimy kontemplowaliśmy niezwykłe, pustynne krajobrazy i przysłuchiwaliśmy się ciekawym rozmowom Filipa z tatą – Andrzejem, po polsku i hebrajsku . Krajobrazy pustynne, nie dość, że niezwykłe, to jeszcze ukazujące cudowne, położone w najbardziej niedostępnych miejscach klasztory wschodnio- chrześcijańskie lub choćby zagubione ruiny po nich. Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie pięciominutowy marsz zaprowadził nas na wzgórze, gdzie rozpościerał się widok, na jeden z takich klasztorów. Dech w piersi mojej zaparł się sam na długo. Jak kilku mnichów, z własnej woli chciało zamieszkać w takim miejscu?  Zobaczyliśmy, po jakich pustynnych drogach chodził Jezus Chrystus, na jakim wzgórzu doświadczał kuszenia. Doświadczenie zaprawdę głębokie. Do Jerozolimy dotarliśmy naturalnie przed zmrokiem. Za kółkiem, jak to określił „porządnego wozu”, zasiadł tata – Andrzej. I rozpoczęła się nasza powrotna droga do Tel Avivu. Opowieści taty- Andrzeja o Izraelu, o jego pracy, o rodzinie, o tym jak się tu urządzili. O tym wreszcie, jak to nasi rodacy – pochodzenia żydowskiego, po wojnie organizowali ten kraj. Urządzali go na wzór Polski przedwojennej. Sam tata Filipa, mimo niewątpliwej erudycji, był pracownikiem fizycznym. Tak zwaną złotą rączką. W jego opowieściach  i o naszym kraju, o jego teraźniejszości i o dzisiejszym Izraelu  czuć było wiele krytyki, niespełnienia, buntu. Był człowiekiem niespokojnym, by nie rzec niespełnionym. Jakoś zagubionym w żydowskich wyborach swojego syna i swojej żony. Filip pochodzi wszak z rodziny polsko – żydowskiej lub żydowsko – polskiej, z semickimi korzeniami po matce. I tę drogę wybrał. Tu, w Izraelu, ułożył sobie życie. Ożenił się z żydówką i robił, to, co jak twierdzi – kocha -oprowadzał, był przewodnikiem.